Co siedzi w głowie autorów powieści fantasy? Jakie połączenia neuronowe muszą gościć w ich głowa, że potrafią stworzyć tak skonstruowane światy, w których dochodzi do niewyobrażalnych zdarzeń? Jakim sposobem kreują oni swoje postaci, iż wydają się do bólu rzeczywiste?
Dręczą i męczą mnie te pytania, tym bardziej, że raz po raz w mej prostej i mało skomplikowanej główce pojawia się marzenie, aby być jednym z nich, jednym z autorów powieści fantasy. Raczej nie dorównam Tolkienowi, Sapkowskiemu, Grzędowiczowi czy Pilipiukowi. Pierwszy to dla mnie guru – po prostu nieosiągalny stan mojej twórczej reinkarnacji. Pozostali prezentują zbyt wysokim poziom, żebym nawet mógł pomyśleć, aby stanąć w jednym szeregu z nimi. Zresztą – to pociesza – różnica wiekowa mierzy sobie co najmniej kilkadziesiąt lat, więc wszystko przede mną. Dziś są marzenia, pierwsze próby pisane „do laptopa” i skrzętnie ukrywane przed oczyma kogokolwiek… Być może, być może, kiedyś i moja gwiazda zabłyśnie…
Ad rem.
Właśnie kończę trzeci tom Pana Lodowego Ogrodu. Autor – Jarosław Grzędowicz, osobom w temacie raczej nie trzeba przedstawiać.
Fabuła – ciekawa. Choć przeczytawszy pierwszych może 30 stron, książka powędrowała z powrotem na półkę, żeby odczekać swoje i wrócić do niej, kiedy już skończyło się Oko Jelenia. Lubię takie miłe rozczarowania. Początek mnie nużył. Bardzo… Jednak, kiedy już przebiłem się przez „wstęp”, w mojej wyobraźni zaczęły chyba pracować odpowiednie trybiki i wszedłem w świat Vuko i Filara – ludzi, których nie tylko dzieli kosmiczna odległość. Są z innych bajek – jeden to spec od zadań specjalnych, drugi – następca cesarza, cesarstwa, które zostało właśnie podbite… Linie ich życia w końcu się zazębiają, rzekłbym, są skazani na siebie. Chyba najważniejsze – pierwszy to Ziemianin, Filar – mieszkaniec planety Midgaard. Tak, tak… Jesteśmy w kosmosie i to, że pisałem o „kosmicznej” odległości nie jest nadużyciem.
Czynnikiem, który przeważył, iż PLO zaskarbił sobie moją sympatię jest ciekawość. Pan Grzędowicz, w moim odczuciu, w sposób misterny zbudował napięcie, bazując na tym, iż fabuła jest dwutorowa. Vuko – Filar – Vuko – Filar – Vuko – Filar, aż w końcu Vuko i Filar… Między czasie dużo, bardzo dużo, powiedziałbym, nadfantastycznych zdarzeń, postaci…
Magda, autorka https://ksiazkawmiescie.blogspot.com, celnie zauważa: Czytelnika już od pierwszego tomu dosłownie skręca ciekawość, jak połączą się te dwa wątki. Zdradzę tylko tyle, że w wyjątkowo przewrotny sposób. (https://ksiazkawmiescie.blogspot.com/2012/04/pan-lodowego-ogrodu-tom-iii-jarosaw.html).
![]() |
https://kipme.pl |
Co jest na tak…
Podziwiam pana Grzędowicza za sposób prowadzenia narracji. Raz pierwszoosobowa, a zaraz wchodzimy w głowę jednego z dwójki bohaterów, aby być świadkami wszelkiego typu rozterek natury moralnej, światopoglądowej, żywieniowej i innych, na seksualnych skończywszy. Oko Jelenia wyszło później, stąd może nasuwa mi się pewne skojarzenia do narracji, jaką obrał pan Pilipiuk (chociaż u mnie idzie to w drugą stroną, gdyż Oko… czytałem wcześniej). Zresztą w posłowie pisał pan Pilipiuk, że PLO zmusił go do naniesienia pewnych poprawek.
Narracja to jedno… Nawiązując jednak do tytułu tego wpisu. Nie wiem, co siedzi w głowie pana Grzędowicza, ale jest to coś naprawdę niesamowitego. W sumie tyle w tym temacie mógłbym napisać. Cały pomysł z Czyniącymi, bardzo dobre wymieszaniem realności z fantastycznością wydarzeń „drugiego świata”, kreacja intrygi i poczynań Pramatki oraz van Dykena, aż w końcu prowadzenia całości przez trzy tomy „na dwa fronty”. W rezultacie można powyjmować co drugi rozdział i wydać osobno – rzecz jasna do pewnego momentu.
Odpowiedź na pytanie z tytułu tego wpisu znalazłem na blogu Magdy. Nie wiem, co bierze Grzędowicz, ale poproszę to samo.
Ja również… 😉
I podobnie jak autorka Książki w mieście pytam: kiedy, perkele, będzie ten czwarty tom?