Tym wpisem rozpoczynam serię postów dotyczących reformy edukacji. Myślę, że temat jest na tyle interesujący, iż warto poświęcić mu trochę uwagi. Po drugie – dotyczy przede wszystkim dzieci/uczniów, ale także rodziców. Co ma zatem powiedzieć tata, który jest belfrem? Nauczycieli bowiem zmiany także nie ominą.
Dzisiaj o dwóch aspektach reformy: egzamin ósmoklasisty oraz gimnazjum.
3… 2… 1… Falstart reformy?
16 września 2016 r. (datę zapisuję dla potomnych), pani Anna Zalewska, minister edukacji narodowej w rządzie pani premier Beaty Szydło, przedstawiła projekt ustawy o systemie oświaty, wprowadzający reformę edukacji. Na własny użytek nazwałem ją „reformą edukacji by PiS”.
Przede wszystkim zmienia się struktura organizacyjna polskiego szkolnictwa. Do podstawówki (już nie szkoły powszechnej, pozostała nazwa szkoła podstawowa – tutaj rządzący rakiem się wycofali ze zmiany nazwy) uczniowie będą chodzić 8 lat. Następnie będą mieli do wyboru:
- szkołę branżową pierwszego stopnia, później szkołę branżową drugiego (w miejsce szkoły zawodowej),
- czteroletnie liceum ogólnokształcące (w miejsce trzyletniego),
- pięcioletnie technikum (w miejsce czteroletniego).
Zamiast sprawdzianu szóstoklasisty będzie egzamin z języka polskiego, matematyki, historii oraz języka obcego nowożytnego w klasie ósmej. Już można to nazwać małą maturą.
Dlaczego falstart?
Ponieważ, moim skromnym zdaniem, wiele rzeczy już powinno być gotowych, a nie jest. Choćby np. podstawy programowe. Zlikwidowano sprawdzian szóstoklasisty. I dobrze! Jednak z całości materiału szkoły podstawowej, uczniowie będą zdawać wspominaną „małą maturę”. A jaki zakres będzie obejmował egzamin ósmoklasisty? Z całym szacunkiem, ale pewne rzeczy w szkole nie planuje się na jeden rok z góry, ale na dłużej. I ten rok, niestety, będzie nieco straconym. Oczywiście, wszystkie zagadnienia programowe zrealizuję, ale można więcej… Tylko co?
Najbardziej obawiam się o kanon lektur. I nie mam na myśli już nawet tego, co w nim będzie, ale ile? Oraz czy zdążymy?
Boję się nawet pytać o formułę
Pa, pa gimnazja!
Kiedy przedstawiano projekt ustawy, wprowadzającej reformę edukacji, zajrzałem na twittera. Pod #reformaedukacji pojawiały się różne głosy. W głównej mierze negatywnie odnoszono się do pomysłów MENu. Co mnie jednak zaskoczyło, to głos młodych, głównie gimnazjalistów. Hasła typu: „gimnazjum to piekło mojego życia”czy „nareszcie koniec z gimnazjami”, to tylko wycinek pewnej rzeczywistości. Oczywiście są również głosy głównie zainteresowanych „za” gimnazjami.
Mnie zainteresował jeden wpis (szukałem, nie znalazłem) – jak to jest, że najpierw gimnazja były złe, a teraz wszyscy chcą ich bronić? (przytaczam słowa, raczej parafrazuję niż cytuję!).
Właśnie! Ilość psów i kotów, które powieszono na gimnazjalistach, myślę, że jest sporo. A tu nagle takie poruszenie w obronie tejże instytucji. Przypomnę dwa teksty – <klik> i <klik>. Z tego, co wtedy napisałem, nie wycofuję się. Skąd się więc nagle wziął sentyment?
Tyle na dzisiaj. Wkrótce wracam do tematu…