Każdy rodzic, po kilku latach zajmowania się dziećmi, powinien otrzymywać tytuł specjalisty ds. logistyki. Albo zarządzania i organizowania czasu… Jakkolwiek by nie ubrać tego w słowa, gospodarowanie czasem to jedna z umiejętności, których uczymy się przy dzieciach.
Można ogarnąć
Osobiście mam problem z ogarnięciem sam siebie, a co dopiero jednak dziecka. Z dużą trudnością przychodzi mi poukładanie sobie tak planu dnia, żeby zdążyć, załatwić i w dodatku jeszcze się nie spóźnić. Natomiast kiedy już wszystko mam zaplanowane, okupuję to nerwami… Niestety! Często odkłądam coś na później, a na koniec mam kumulacje. Ech! Szkoda gadać.
Z kolei moja Żona do perfekcji opanowała logistykę. W sprytny sposób planuje co, gdzie, kiedy i jak załatwić, aby nie nadkładać drogi, przy okazji załatwić inną rzecz, aby już nie wracać w to samo miejsce. Jedna z zasad – zrób teraz i będzie z głowy! Moim zdaniem – łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
W dodatku mam pewną manię – nie lubię dzwonić, załatwiać czegoś przez telefon… Niemniej kiedy już się sprężę, idzie jak z płatka. Ale trzeba się przemóc.
Nie odkładaj… !
…na później! Żelazna zasada, którą przykrywam stertą innych rzeczy, aby jej nie widzieć i aby w oczy nie raziła. A jak się zastosuję, to jest miło oraz przyjemnie. Sprawa załatwiona, a ja mam spokój.
Na marginesie: chyba tyle razy słyszałem to „Nie odkładaj na później!”, że w głowie zostało mi tylko „Nie odkładaj!”. Nie robię więc tego – tu zostawię łyżeczkę, tu książkę, tam coś innego… Nie odkładam, ale… na miejsce. 🙂
Kalendarze, planery itd.
Tak, mam kalendarz, prowadzony sumiennie przez kilka tygodni w czasie roku. Pilnie notuję, zapisuję… Jednak jak przychodzi, co do czego, zapominam, że należy do „kapownika” zajrzeć. I już rodzi się problem.
Rozwiązaniem, które jak na razie najlepiej się sprawdza, jest kalendarz w telefonie, zintegrowany z analogiczną aplikacją w smartfonie Żony. Muszę przyznać, iż automatyczne powiadomienia już nie raz uratowały mnie przed smutnymi konsekwencjami zapominalstwa.
Planer – wisi sobie spokojnie na półce z książkami. I choć rzadko do niego zaglądam, nie wyobrażam sobie, żeby go nie było. Cztery kolumny – moja, Żony, małego S. i ogólna. Uzupełniany na bieżąco. Szczególnie ważne są urodziny, imieniny, rocznice itp. Kto by to spamiętał?
Przy okazji to taki tradycyjny gadżet, taki papierowy kalendarz. A lubię tradycję.
Mistrzostwo logistyki
Chyba w zeszłym tygodniu mieliśmy sytuację, że musiałem być o konkretnej godzinie w danej miejscowości, a byłem pozbawiony samochodu, aby z kolei Żonie było łatwiej. Zatem: jeśli wyjdę ze szkoły o tej, a o tej, to mam 13 minut, żeby zdążyć na ten autobus, by z kolei w Bielsku złapać kolejny. Muszę przyznać, iż zaplanowałem wszystko bardzo dokładnie. I po raz pierwszy cieszyłem się z robót drogowych, które akurat nieco opóźniły em-zet-kę (ciekawe jak w Waszych miejscowościach nazywają się autobusy miejskie?). Udało się! Może dla niektórych to nie był szczyt planowania logistycznego, ale dla mnie owszem. Czułem się mistrzem! 😉 Zresztą to właśnie we wspominanym autobusie zacząłem tworzyć ten wpis.
Uczę się planowania, gospodarowania oraz zarządzaniem czasem. Towarem, którego mamy chyba najmniej w życiu, a który najszybciej trwonimy. Rodzicielstwo, bycie tatą, pokazuje mi, uświadamia, że lepiej zadbać o czas, każdą jego minutę. Ten już nie wróci!
Pozdrawiam.