Dzisiaj, w ramach cyklu „reforma edukacji by PiS”, biorę się za siatkę godzin, czyli ile i czego będą się uczyć milusińscy w zreformowanej szkole. Jednak pod hasłem „czego?” proszę nie oczekiwać konkretów (czyt. podstawy programowej), tylko nazwy przedmiotu. Postaram się także trochę to rozpisać na lata. Zatem zaczynamy.
Siatka godzin
Ministerstwo Edukacji Narodowej zamieściło na swojej stronie siatki godzin. W uproszczeniu – podali ile godzin danego przedmiotu na tydzień będzie miał uczeń przez cały cykl nauki. Jak to rozumieć? Skoro przy języku polskim jest liczba 25, nie oznacza to, że będę maltretował dzieci przez tyle czasu w ciągu jednego tygodnia.
25 dzielimy przez ilość lat, czyli klasa 4., 5., 6., 7. i 8. (5). 25/5=5
Wychodzi zatem, że w szkole podstawowej, począwszy od klasy czwartej, po klasę ósmą, uczniowie będę mieć po 5 lekcji polskiego tygodniowo. Przynajmniej teoretycznie. Myślę, że dyrektorzy będę mogli pozwolić sobie na pewne roszady. Np. w klasie 4. i 5. przydzielą po 4 godziny, a w klasie 7. i 8. po 6 godzin. W ogólnym rozrachunku ma wyjść 25 (4+4+5+6+6=25 – zgadza się!).
I właśnie mnie Ministerstwo zaskoczyło, bowiem wczoraj (tj. 6.10.2016), kiedy sprawdzałem stronę MEN, nie znalazłem wcześniej prezentowanych dokumentów. A dzisiaj? Jest „PROJEKT RAMOWEGO PLANU NAUCZANIA DLA SZKOŁY PODSTAWOWEJ (…)” z podziałem na poszczególne klasy. Tak jak przypuszczałem język polski został rozpisany po równo, czyli po 5 godzin tygodniowo w każdym roku.
Będzie drugi język obcy nowożytny, ale przyznam szczerze, że przez dwa lata, po dwie godziny tygodniowo, to cudów się nie osiągnie. Śmiało można było dodać jeszcze dwie godziny w klasie szóstej.
Bezsensownym w mojej opinii jest wprowadzanie przyrody w klasie 4. Te dwie godziny śmiało można byłoby przeznaczyć na biologię i geografię. Choćby rok wprowadzania w tematykę już przyniósłby dobry skutek.
Jeśli historia ma być przedmiotem egzaminacyjnym, to śmiechem na sali jest przeznaczanie tylko dwóch godzin tygodniowo na te zajęcia. W dwóch ostatnich klasach trzy godziny nauki o przeszłości nikomu by chyba nie zaszkodziło. Rzecz jasna należy spojrzeć jeszcze na sumę wszystkich zajęć, aby i tu nie przesadzić.
Zajęcia artystyczne w kl. 8.? Czemu nie? Jak rozumiem już nie w zespołach klasowych tylko łączonych. Tu może być kłopot lokalowy.
Podstawa programowa
W jakim wymiarze będziemy nauczać to jest jedna sprawa. Drugą, chyba ważniejszą, jest czego? Dlatego cierpliwie czekamy na opublikowanie nowych podstaw programowych. Może być ciekawie…
Jedno w tym wszystkim jest dobre, o ile oczywiście zostanie dobrze przeprowadzone. Uczniowie mają szansę na skończenie materiału. Obecnie, uczniowie wychodzący z gimnazjum kończą historię na 1918 roku. Uzupełnienie do czasów współczesnych następuje w pierwszym roku kolejnego szczebla edukacji. Następuje lub nie? Podobnie jest z fizyką, gdzie jak się dowiedziałem ostatnio, w 1. klasie LO, delikwent ma tylko jeden dział, w dodatku (jak twierdzi znajoma) bardzo prosty. I na tym kończy fizykę – gimnazjum + rok w LO.
Co z rocznikiem 2004?
Czyli obecnymi szóstoklasistami? Tak, mam na myśli również uczniów z rocznika 2005, którzy rozpoczęli naukę o rok wcześniej – informacja dla wnikliwych.
A co ma być z nimi? Ja stawiam pytanie: jeśli fizyka ma być przez 4 lata, w wymiarze łącznym 5 4* godzin tygodniowo, to czy moi uczniowie będą ją mieli „rozbitą” na klasy 7. i 8.? Jak mają zatem „nadrobić” zaległości choćby jeszcze z geografii lub biologii?
Mała matura
Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Egzamin w klasie ósmej, nazwany przeze mnie „małą maturą”, mógłby być śmiało zastąpiony egzaminami do liceów, techników, szkół branżowych. Samo tworzenie czegoś, aby sprawdzić jakie są wyniki, jest bez sensu. O tyle mnie dziwi brak egzaminów wstępnych do ogólniaków itp., że była to jedna z najczęściej postulowanych zmian.
W temacie reformy to na pewno jeszcze nie wszystko. W następnym wpisie postaram się zająć edukacją wczesnoszkolną i moją małą wątpliwość.
* Się pomyliłem.
Mnie zawsze zastanawiało dlazego tak ważne przedmioty jak przyroda, czy drugi język obcy są na równi(2 godz. w tygodniu) z jednak mniej ważnymi przedmiotami jak religia
Jestem osobą wierzącą, a mimo to uważam, ze religia powinna być na tzw. salkach.
Na temat edukacji w Polsce mogłaby długo rozprawiać… ale szkoda czasu i nerwów. Co do religii to podzielam zdanie, że szkoła powinna pozostać „publiczna” (jak sama nazwa wskazuje) i nie popierać w główniej mierze tylko jednej wiary. W moim mniemaniu sami doprowadzamy takim postępowaniem to większego nacjonalizmu w naszym społeczeństwie. Jeżeli ktoś odczuwa potrzebę brania udziału w religii, może to robić (nawet codziennie), ale powinno to odbywać się poza murami szkoły. Szkoda, że większa się ilość godzin religii, wypiera inne ważne przedmioty jak j. obcy lub matematyka. Jest to niebezpieczna droga, która podążamy, a która w przeszłości zapisały się na kartach naszej historii niechlubnie.
Prym religii katolickiej wynika z ilość wiernych. Na wschodzi Polski są miejsca, gdzie to prawosławie dominuje. Po drugie, łączenie postaw nacjonalistycznych i religijnych jest z kolei w mojej opinii błędne. Hierarchia jasno postawiła sprawę, choćby w sprawie jednego księdza. I po trzecie – u nas normalnie przynajmniej można święta obchodzić. 🙂
Niemniej dalej jestem za religią przy kościołach, cerkwiach, zborach.