Jest godzina 23:20 i zaczynam pisać ten tekst. Właśnie skończyłem czytać „Czarną Madonnę” Remigiusz Mroza. Czuję, że serce jeszcze nie jest spokojne, a tętno nieco podwyższone. Trochę zwalam to na karb tego, że dzisiaj przebiegłem swoje pierwsze 10 km w tym roku i organizm dochodzi jeszcze do siebie. Niemniej stwierdzam – czegoś takiego nigdy czytałem! I nigdy czytać już nie chcę!!! A po drugie – chciałbym o tej książce porozmawiać z samym autorem.
Sacro fiction of Czarna Madonna
Po przeczytaniu „Pana Lodowego Ogrodu” myślałem, że literacko nic mnie już nie zaskoczy. Pisałem o tym 5 lat temu! O jakże naiwny byłem! (Chyba za duży tu tych wykrzykników!) Sięgając po „Czarną Madonnę” niczego się nie spodziewałem. Tak się składa, iż mama mojej Żony bardzo dużo czyta. Przyniosła książkę, przeczytała i powiedziała, że… jest to dziwna lektura.
Tematyka związana z Kościołem (zarówno tym z małej i dużej litery) jest mi bliska. Nie jestem teologiem, coś tam wiedzy liznąłem tu i ówdzie. Swoje również przeżyłem, zobaczyłem… Dlatego też już sam tytuł wzbudził moją ciekawość. Dopiero później dowiedziałem się, że „Czarna Madonna” to horror religijny. Horrorów wszelakiej maści z kolei unikam jak ognia (chociaż ogień sam w sobie mnie fascynuje). Nie lubię się bać, nie lubię wywoływać w sobie lęku i nie rozumiem ludzi, którzy na własne życzenie to sobie robią.
Jednak zacząłem czytać. A mam coś takiego w sobie, że rzadko nie kończę raz zaczętej książki. Zresztą z samym „Panem Lodowego Ogrodu”, wspominanym wcześniej, miałem podobnie – przeczytałem kilkadziesiąt stron i odłożyłem na półkę. Wróciłem do lektury po roku. „Czarna Madonna” aż tak długo nie musiała czekać, ale trochę czasu minęło…
Horror religijny
A cóż to takiego horror religijny? W ogóle nie wiedziałem, że taki podgatunek istnieje. Do dziś! Parę tytułów filmów jeszcze umiałbym pod coś takiego podpiąć, ale książek… chyba raczej nie. Jedyne, co mi przychodzi do głowy to „Matka Joanna od Aniołów” Iwaszkiewicza, ale nie nazwałbym tego horrorem. Co więcej, w kontekście literatury motyw egzorcyzmu interesował mnie bardzo. Taki miał być temat mojej pracy magisterskiej. Całe szczęście skończyło się na Tolkienie.
Motyw egzorcyzmu? Tak, bowiem do tego sprowadza się cała akcja powieści Mroza. Moment egzorcyzmu jest punktem kulminacyjnym „Czarnej Madonny”. Po jego zakończeniu następuje rozwiązanie akcji. Na nieszczęście czytam prologi, epilogi i inne posłowia (nawet gdzie składano książkę i takie tam). I ostatnie zdanie oczywiście musiało zasiać pewną dozę niepewności. Ale taki był zamysł Remigiusza (pozwalam sobie pisać wprost, gdyż autor jest młodszy – jakich ja czasów dożyłem?) – przestraszyć czytelnika, wywołać w nim niepokój. Zresztą po to pisze się horror.
Czy się przestraszyłem?
Owszem i to raz nie na żarty! Remigiuszu! Udało Ci się! Przestraszyłeś czytelnika! (Znowu te wykrzykniki!). Ten jeden, jedyny raz był taki, iż czując wielką potrzebę pójścia do toalety, postanowiłem zostać w łóżku. I ani myślałem, żeby opuścić pokój. Chyba nawet „zapomniałem” zgasić lampki nocnej. Dla dziecka zostawiłem – sam siebie okłamuję.
Dla laika, który o pewnych rzeczach związanych z praktyką Kościoła nie wie nic albo jego wiedza oparta jest na powtarzanych sloganach, „Czarna Madonna” będzie straszna. Pewne opisy są okropne, po prostu okropne. Akcja stosunkowo szybko posuwa się na przód, więc można jeszcze nie ostygnąć, a już zaczyna się kolejny strach.
Z kolei dla osób, posiadających nieco większą wiedzę, ta lektura może okazać się przerażająca. Nie określę się, do której należę, proszę wybaczyć. Wspomniałem we wstępie, że chciałbym o „Czarnej Madonnie” porozmawiać z autorem. Godzinę, dwie? Nie wiem ile by mi to zajęło, ale mam kilka pytań… Właśnie z tego powodu!
Czarna Madonna
Prawie kończę, jeszcze chwila… Wydaje mi się, iż w naszym pięknym kraju nad Wisłą, najłatwiej dotknąć tematu religii (szczególnie katolicyzmu), aby zyskać rozgłos. Jeszcze jak się odpowiednio dotknie – szum medialny gwarantowany . Trudno mi jednak powiedzieć czy Remigiusz Mróz celowo wybrał akurat wątek Czarnej Madonny, aby uzyskać rozgłos (nie ukrywam, że na tapecie mam jedną, swoją, niedokończoną, powieść religijną – czasami coś piszę, niemniej brak mi konsekwencji – może to będzie horror religijny? – ale nie pchają mnie pobudki rozgłosowe), a książka łatwiej się sprzedała? Do mnie o „Czarnej Madonnie” słuchy nie doszły, ale wyrocznią nie jestem. Jednak dobór tematu, jako taniej sensacji, odrzucam. Myślę nawet, iż książka jest w większości zgodna z nauczaniem kościoła (oczywiście mogę się mylić).
Z drugiej strony wydaje mi się czymś naturalnym, iż akurat w naszym pięknym kraju nad Wisłą religijny horror dotyczy właśnie: a) katolicyzmu, b) jest osnuty wokół osoby Maryji Panny.
Po trzecie – autor musiał wykonać kawał niezłej roboty przed przystąpieniem do pisania. Orientuje się w niuansach rytualnych, odwołuje się do łaciny, jak również celnie dobiera wydarzenia historyczne. Muszę poszukać opinii teologów o tej książce. Ciekawe czy czytali? Wrzucę jednak mały kamyczek do tego ogródka – momentami tylko ślizgamy się po sednie sprawy. Takie mam odczucie! Można było wejść nieco głębiej.
Tak czy nie?
Bardzo trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie czy poleciłbym tę książkę? Pod pewnymi warunkami owszem. Piszę przecież o niej, chociaż bardziej dlatego, iż dawno nie miałem ułożonego w głowie tekstu, który wystarczy przelać na monitor komputera. Z pewnością nie jest to książka dla wszystkich!
==========
PS. Grafiki pochodzą: baner ze strony Lubimy czytać! ; wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej z Wikipedii.