![]() |
https://th.interia.pl/50,b5c3134da3208478/ucieka_czas.jpg |
Z czasem pracy nauczyciela jest tak, że dyrektor nie jest w stanie sprawdzić, ile pracuję. I w drugą stronę: nie jestem w stanie przedstawić dyrektorowi szkoły, ile czasu pracuję. Dlaczego? Uważam, że jest to płynne i zależy od różnych czynników.
W tym roku szkolnym mój etat wynosi 13/18 etatu (0,72). Kalkulatory w dłoń!
0,72*40 h (etat) = 29 h – w takim wymiarze godzin jestem zobowiązany wykonywać swoje obowiązki, jako nauczyciel języka polskiego oraz wychowawca-opiekun (chociaż wychowawstwa nie mam, to jednak sprawują takową funkcję choćby na przerwach, podczas dyżurów).
13*45’=585’=9 h 45′ – tyle czasu etatowo spędzam przy tablicy.
Od pewnego czasu, ustawodawca, zobowiązał nauczycieli do „wypracowania” w ciągu roku szkolnego pewnej pól godzin lekcyjnych. Są to tzw. godziny karciane. Dla osób mających cały etat, przypada 76 h. W moim przypadku ilość tychże godzin wynosi 55 h. Pracę zaplanowałem sobie tak, iż raz w tygodniu mam zajęcia wyrównawcze, a co dwa tygodnie kółko recytatorskie. Średnio wychodzi na tydzień (liczymy: 45’+45’/2=67’=1 h 7′- wynik zaokrągliłem w dół).
Czas tygodniowy, który spędzam przy tablicy wynosi zatem 10 h 52′.
Pozostało zatem do wypracowania jeszcze 18 h 08′.
Dyżury na przerwach: w tym roku wymiar moich dyżurów wynosi 1 h 05′ (pozostało 17 h 03′). Do tego należy doliczyć dyżur dla rodziców, który pełnimy raz w miesiącu: 60′ (16 h 03′).
Zostało 16 h 03′. To jest właśnie ten czas, który nazywam płynnym. Sprawdzam zeszyty, poprawiam sprawdziany, wypracowania (to jest bardzo czasochłonne!!!), kartkówki, testy, zadania domowe itd. W czasie przerw, kiedy nie pełnię dyżurów, nie zamykam się na 7 spustów. Jestem w szkole – akurat coś skseruję, a to uczeń przyjdzie o coś zapytać, a to trzeba zadzwonić w sprawie wyjścia do teatru, konkursu itp. Do tego wszystkiego dodajmy wywiadówki (owszem, nie mam wychowawstwa, ale w czasie wywiadówek, podczas ich trwania, jestem do dyspozycji rodziców), spotkania z rodzicami poza miesięcznym dyżurem, bo i takie się zdarzają. Jeszcze przygotowywanie różnego typu i maści „imprez” okolicznościowych (czyt. apeli, ale bardzo nie lubię tego słowa).
Na koniec zostawiam punkt, który nosi nazwę „przygotowanie do lekcji”. Piszę o tym na końcu, ponieważ jest to (chyba!) jeden z większych punktów zapalnych. Nauczyciel również przygotowuje się do lekcji. Oczywiście, z biegiem lat człowiek nabiera doświadczenia. Jednak mimo to, aby nie popaść w rutynę, myśli, kombinuje, rozważa, co by tu zrobić, aby lekcja był ciekawsza, jak tu zachęcić uczniów do przeczytania tego lub tamtego.
Czy te wszystkie czynności zamykają się w owych 16 h 03′. Teoretycznie tak! Odnosząc się do słów, które napisałem w 1. akapicie, ja nie jestem w stanie udowodnić dyrektorowi (ani nikomu innemu), że przepracowałem te 16 godzin, a nikt inny (w tym też dyrektor) nie jest w stanie udowodnić mi, że tego nie zrobiłem.
Dlaczego o tym piszę? Kilka dni temu media poinformowały, że zakończył się pierwszy etap badań czasu pracy nauczycieli. Jednocześnie ZNP zasygnalizował, iż owo badanie nie zostało przeprowadzono rzetelnie.
Linki:
https://wyborcza.pl/1,75478,10931008,Jak_pracuja_nauczyciele___minuta_po_minucie.html
https://biznes.onet.pl/broniarz-badania-nie-wykaza-rzeczywistego-czasu-pr,18553,4989015,1,news-detal
Cała sprawa z czasem pracy belfrów;) „wybuchła” przy okazji raportu OECD, z którego wynikało, że w Polsce nauczyciele nie pracują zbyt długo w porównaniu z ich kolegami z innych krajów UE i USA. Ponownie napiszę, że przemilczano całkowicie różnic w zarobkach 😉 (swoje zdanie wyraziłem tu: https://e-polonista.blogspot.com/2011/09/totalny-sprzeciw-artyku-w-dzienniku-gp.html).
Dlatego też postanowiłem policzyć, ileż to zajmuje mi czasu moja pracy… 😀 Wyniki? Proszę samemu ocenić, a ja wracam do sprawozdania i konspektów.
Tak, nauczyciel też dużo pracy wkłada w domu aby przygotować się do zajęć, czy po zajęciach sprawdzić prace domowe, sprawdziany. Widzę to po mojej dobrej koleżance. Aga niby jest w szkole np. od 8-13 lub 14, ale jak przyjdzie do domu i musi to czy tamto przygotować. Ma swoją klasę więc wycieczki, spotkania z rodzicami. Zna ją większość osób, bo mieszka przy szkole, więc rodzice czasem i do domu wpadają a nawet dzieci. Na korki… ale nie płatne, bo dla niej maluchy, uczniowie to ważna rzecz. Tą pracę robi z miłości. I udaje się jej. Dzięki temu podbija serca jak dzieci tak i ich rodziców. pozdrawiam Szymon. Ładny bloog.
ps. Jak będziesz miał czas to zapraszam Ciebie na mój bloog: https://niezwykly-kwiat.bloog.pl 🙂
Zazwyczaj jest właśnie tak, że jak ktoś zna nauczyciela, ma w rodzinie, to jakoś od razu inaczej podchodzi do sprawy.
Blog odwiedziłem! 🙂