„Jaki ten internet jest zły…” – tak sobie pomyślałem w czasie prelekcji nt. zagrożeń w sieci. Na co powinni uważać prowadzący, którzy przygotowują takie spotkania? Dlaczego jestem zniesmaczony? Jakie mogę być konsekwencje takich wykładów?
Internetowe zagrożenia wobec dziecka
„Internetowe zagrożenia wobec dziecka” – pod takim tytułem odbyło się wspominane spotkanie dla rodziców. Prelegentka w pół godzinnej prezentacji pokazywała rodzicom ciemną stronę Internetu, prezentując jak wiele zła czai się w sieci. I myślę, że niektórym rodzicom oczy szeroko się otworzyły.
Tubylcy i imigranci
Chociaż uważam się za człowieka młodego, zaliczam się do internetowych imigrantów. Nie jestem przedstawicielem pokolenia, które dorastało w epoce komputera, o Internecie już nawet nie wspominam. To pierwsze było rzadkością, drugie stało się powszechnie dostępne, kiedy już kończyłem epokę „nastolatkowania”. Ba! Pierwszy telefon komórkowy miałem dopiero na studiach… Kiedy opowiadam o tym swoim uczniom, mniej więcej młodszych ode mnie zaledwie o dwie dekady, patrzą na mnie z niedowierzaniem. Czasami po prostu nie wiedzą o czym w ogóle mówię?
Z pojęciami „cyfrowych tubylców” i „cyfrowych imigrantów” spotkałem się po raz pierwszy na zajęciach z technologii informacyjnej. Prowadzący powiedział coś w stylu, iż możemy się nie chcieć, zżymać się, nie wchodzić w tę tematykę. Jednak musimy pamiętać, iż nasi przyszli uczniowie już tam są. I to my musimy ich w tej sferze gonić. Oni bowiem – uczniowie – są tubylcami w cyfrowym świecie.
Nieco więcej na ten temat: <klik>, <klik>, blog „Cyfrowi tubylcy” <klik>, <klik>.
Dobra strona mocy
Wrócę więc do wspominanego spotkania dla rodziców nt. internetowych zagrożeń.
Moim skromnym zdaniem (no dobra, nieskromnym), prowadzący takie spotkania powinni jednak te pięć minut poświęcić i pokazywać dobrą stronę sieci. Po pierwsze, w szkołach są dzieci, których rodzice nie są do końca obeznani z zagadnieniem multimediów. Pewne pojęcia są im po prostu obce.
Po drugie – po tej prelekcji jakoś trudno na lekcji mi było powiedzieć uczniom, żeby zajrzeli do Internetu i sprawdzili sobie taką, a taką stronę. Sytuacja patowa – przychodzi delikwent do domu i powie, że pan zachęcał do korzystania z Internetu. „Jak to zachęca? Przecież w szkole mówili, żeby ograniczać… ” – pomyśli sobie rodzic. I klops.
Chcę wierzyć, iż rodzic zapyta dokładnie o polecane przeze mnie strony. Więcej – poprosi syna/córkę, aby mu pokazał, co to jest? I tym sposobem może trafi na bloga przedmiotowego… Zobaczy wtedy, iż materiał z lekcji zamieszczam (staram się!) w Internecie, że może sprawdzić, zweryfikować notatkę swej pociechy, że istnieją gry edukacyjne.
Szarości
Nie neguję samej prelekcji. Nie podobała mi się jednak jej jednostronność. Owszem, czasu było mało, ale to nie usprawiedliwia jakości przekazu.
Też wydaje mi się, że poza pewnymi oczywistymi zagrożeniami Internet ma dla dzieci i młodzieży również jasne, dobre aspekty. Najważniejsze chyba, żeby rodzice mieli względną kontrolę nad tym,po jakich stronach surfuje ich dziecko – i ewentualne blokady nałożone na serwisy niestosowne i szkodliwe.
Problem jednak jest w tym, iż pewna część rodziców „nie ogarnia” komputera. Jest to grupa zanikająca, ale jednak jeszcze w szkole obecna. Proszę sobie teraz wyobrazić, iż przyjeżdża „ekspert”, który mówi, że w necie są takie, a takie złe rzeczy. Rodzic zaczyna sobie wyobrażać niestworzone historie, a w domu tragedia…
Internet to doskonałe narzędzie, jeśli umiemy się nim posługiwać. Każdy aspekt naszego życia niesie zagrożenie, jazda samochodem może skutkować wypadkiem, dlatego na naukach jazdy uczymy się zasad i samej jazdy, dlaczego więc nie uczyć dzieci dobrze korzystać z internetu?
Jestem za! 🙂 Jak tylko szkoły będą miały odpowiednie warunki techniczne, będę tego nauczał. Po części już to robię, ale… Wygląda to tak, jakbym kazał im wyobrazić sobie, że przed sobą mają kierownicę, pod stopami trzy pedały, po prawej drążek do zmieniania biegów – i uczymy się prowadzić samochód. 🙂
we wszystkim trzeba umieć znaleźć i równowagę, i zdrowy rozsądek. pytanie, jakie się nasuwa, to czy rodzice w ogóle interesują się tym, co ich dzieci oglądają w internecie? dzisiaj, często, internet pełni rolę rodzica zastępczego: „póki dzieciak siedzi przy komputerze, nie muszę się nim zajmować”. a potem zdarzają się tragedie, uzależnienia itp. Szczęśliwego Roku!
Zasada Złotego Środka!
Również życzę szczęśliwego Nowego Roku! 🙂
samo negowanie i uciekanie od problemu w niczym nie pomoże. Internet jest ok, ale trzeba umieć się w nim odnaleźć.
Dokładnie. Pokazywanie tylko ciemnej mocy, w dodatku w dużym skrócie, nierzadko posługując się uproszczeniami i skrótami myślowymi, nie prowadzi do niczego dobrego.